niedziela, 17 marca 2013

live the life

Przepraszam wszystkich, że tak dawno nie pisałam. Wiem, że zaniedbuje tego bloga ale uwierzcie trudno jest znaleźć czas, zebrać myśli i do tego przelać to wszystko na papier. Sama nie mogę uwierzyć jak czas szybko mija. Już minęło ponad dwa tygodnie od ostatniego wpisu a mnie się wydaje jakbym dopiero co pisała o zmianie rodziny. Teraz postaram się nadrobić zaległości z ostatnich tygodni.


Tydzień temu, w zeszłą środę moja host mama zwolniła mnie z zajęć w szkole i zabrała mnie na wycieczkę. Luizjana słynie z Tabasco, wszyscy pewnie znacie i stosujecie tą ostrą, czerwoną przyprawę w swojej kuchni. Więc tego dnia zamiast pójść do szkoły pojechałam do fabryki sosu Tabasco. Przy okazji zwiedziłam dwie cudowne miejscowości Avery Island oraz Jefferson Island. Pierwszym punktem wycieczki było Jefferson Island, to małe miasteczko wcale nie jest wyspą jak nazwa na to wskazuje. Znajduje się tu pałac, ogromna rezydecja, która jest teraz w Krajowym Rejestrze miejsc o znaczeniu historycznym; dwór otoczony jest rozległym, cudownym ogrodem. Potem dotarłyśmy do celu czyli fabryki Tabasco. Na miejscu oczywiście odbyła się degustacja, nawet nie przypuszczałam, że sos ten ma tyle smaków. Ja znana jako osoba lubiąca wszystkiego spróbować smakowałam wszystkie…był nawet sos o smaku porzeczkowym i peanut butter, ohyda!... W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się Avery Island i niech nazwa was nie zmyli bo to też nie wyspa. Jest to miejsce gdzie obcujesz z naturą, można tu spotkać aligatory, żółwie i inne bestie w ich naturalny środowisku,, jest tu też mnóstwo ptaków i jeden z najpiękniejszych ogrodów jakiekolwiek w życiu widziałam. Znajduje się tu także również pomnik Buddy. To mnie zaskoczyło. Poznałam więc tego dnia trochę historii i przebywałam w naturalny środowisku żyjąc tu zwierząt, Wszystkie te miejsca oddalone są od Lafayette może 15 km. Mam nadzieję, że wrócę tam pewnego dnia bo jest naprawdę pięknie. To był bardzo miły dzień.




Pamiętacie Sandrę? Dziewczynę, którą spotkałam na lotnisku w Amsterdamie i razem leciałyśmy do Lafayette? W zeszłą sobotę były jej urodziny. Sandra zaprosiła mnie na imprezę. Nie była to zwykła impreza. Jej host mama przygotowała dla niej coś specjalnego. Grałyśmy w skavenger hunt. Canaan podzieliła nas na dwie grupy. Przygotowała listę zadań, które musiałyśmy zrobić…..w centrum handlowym i jako dowód, że zadanie zostało wykonane musiałyśmy zrobić zdjęcie. Niektóre zadania były naprawdę zabawne np. zrobić masaż Chińczykowi , który zawsze stoi pośrodku galerii i proponuje ludziom właśnie masaż , albo należało iść do candy shop i kupić tylko jedną fasolkę .Kolejne zadanie to pójście do kawiarni i zakup tylko wody mineralnej, w Polsce jest to normalne, nikogo by to nie zdziwiło ale tutaj woda jest za darmo więc wyglądało to bardzo komicznie. Kelnerka pytała jeszcze z 10 razy czy coś jeszcze podać z niedowierzaniem patrząc jak dziękujemy. Musiałyśmy znaleźć jeszcze cute boy i zrobić sobie z nim zdjęcie. Znaleźć najbrzydsze buty, największy kapelusz, zrobić zdjęcie jako manekiny na wystawie sklepu to tylko niektóre z tych zadań. Po drodze pojechałyśmy na kolację i udawałyśmy, że nikt z nas nie mówi w języku angielskim, każdy z nas mówił w swoim ojczystym języku a wśród nas było 4 exchange students, każdy z innego kraju. To było mega zabawne.Hahaha…ludzie nie wiem czemu dziwnie się nam przyglądali . Główna impreza odbyła się w hotelu, gdy tylko przybyłyśmy na miejsce udałyśmy się na basen.Było tam mnóstwo ludzi więc poczekałyśmy, aż się przeludni więc poszłyśmy do hotel lobby i wpadł nam pomysł żebyśmy nagrały Harlem Shake Video. Zapytałam recepcjonistę czy nam pomoże i będzie naszym kamerzystą a on na to „kamerować?” ja chcę być w tym video, ha, ha…było bardzo zabawnie. Recepcjonista był murzynem i gdy muzyka zagrała on natychmiast zaczął tańczyć i zdejmować ubrania. Myślałam, że umrę ze śmiechu. O drugiej godzinie pojechałyśmy na małe co nieco czyli frozen jogurt mmm..Kiedy wróciłyśmy do hotelu nasz ulubiony recepcjonista dał nam klucze od basenu i miałyśmy go tylko dla siebie. No i przyszedł czas na pool party. Ten dzień uważam za bardzo, bardzo udany, poznałam również dodatkowo mnóstwo nowych osób . Dziękuję Sandra<3


 Wczoraj odbył się w Luizjanie bieg poświęcony kobietom walczącym z rakiem piersi. Trzeba było zapłacić 30$ żeby móc wziąć w nim udział. W zamian każdy uczestnik otrzymał koszulkę oraz wiele innych darmowych rzeczy typu kubki, szaliki, plecaki no i jedzenie . Dystans do pokonania to 5 km. Nie myślałam, że dam radę ale jednak udało mi się. Jestem z siebie dumna! W biegu tym brały udział również moje koleżanki, nie byłam więc sama. Po biegu zorganizowany był piknik, na którym to kobiety chore oraz te, które wygrały walkę z rakiem opowiadały swoje historie, swoje przeżycia. Były to bardzo wzruszające chwile.
marshmallows . tak moja host mama robi takie rzeczy<3





brandon haha .


Kels <3

comeaux harlem shake haha

hot tub + pizza

selfies taak














z moja host mama ! kocham ja :)






RACHEL

SWAG




Sandra:)

pool partayyy


i jak tu nie przytyc...

przed biegiem..



poland&finland <3


moja najcudowniejsza host siostra<3

candy shop *.*
 Nastepny post bedzie o szkole , obiecuje ;)

6 komentarzy:

  1. love it !
    Ada G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł na urodzinową imprezę :), warto go wykorzystać. Rozumiem, że trudno znależć czas na napisanie czegokolwiek więc tym bardziej dziękujemy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wlasnie napisz o szkole, jak ci idzie, jakie masz oceny i ogolnie co sie dzieje :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Co zamierzasz robić po powrocie ? Powtarzasz klasę czy moze studia w USA ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej taka opalona jesteś czy to tylko złudzenie?

    OdpowiedzUsuń