poniedziałek, 6 maja 2013

poczatki

Bardzo się cieszę, że przybywa czytelników mojego bloga, że wywołuje on pozytywne reakcje, dziękuję też za pytania. Ułatwia mi to napisanie kolejnego posta, bo chwilami nie wiem o czym pisać, moje wcale już nie takie nowe otoczenie stało się prawie całkowicie normalne i zdziwienie wszystkim, co widzę, już minęło. Oczywiście ludzie nadal zaskakują mnie pozytywnie i to pewnie już się nie zmieni. Ostatnio otrzymałam od Was wiele pytań jak to jest z tęsknotą gdy jest się kilkanaście tysięcy kilometrów od rodzinnego domu, w całkowicie nowym otoczeniu, jakie były moje początki i jak sobie poradziłam. Spowodowało to, że musiałam się trochę cofnąć pamięcią wstecz no i efektem tego są moje przemyślenia
Przeczytajcie proszę mój pierwszy wpis na blogu, powinien Wam wszystko powiedzieć o moim nastawieniu do wyjazdu. Nie ma w nim żadnych emocji, ani pozytywnych ani negatywnych. Oznajmiłam tylko dokąd wyjeżdżam, że 9 miesięcy szybko zleci i pod koniec maja będę już z powrotem w Polsce. Taki był wówczas stan mojej psychiki. Jeszcze nie wyjechałam a już myślałam o powrocie. Pomimo, że wyjeżdżałam 7 sierpnia a w Polsce będę 5 czerwca to dla mnie było to 9 a nie 10 miesięcy. Jakoś lepiej się czułam wmawiając sobie, że nie będzie mnie w kraju 9 miesięcy. Zanim wyjechałam tęskniłam najbardziej. Oczywiście decyzja o wyjeździe była dla mnie najtrudniejszą jak do tej pory. Ja myślę, że nikt nie miał tyle obaw i wątpliwości co ja. Zastanawiałam się wówczas po co zmieniać to co dobre? Myślę, że zdecydowanie łatwiej jest wyjechać jeśli chce się zmienić swoje życie, jeśli nie ma się przyjaciół, nie lubi się swojej szkoły, może trudno dogadać się z rodzicami. Ja kochałam swoje życie ale wiedziałam też, że za kilka może kilkanaście lat będę żałowała jeśli tej szansy nie wykorzystam. Wspierali mnie również moi rodzice, powiedzieli, że jeśli z jakiegokolwiek powodu, różnie się układa, może nie zaprzyjaźnię się ze swoją rodziną, może będę tęskniła, będę źle się tam czuła to zawsze mogę wrócić do domu. Umówiliśmy się, że jeśli będzie źle to postaram wytrwać pierwszy semestr i na drugie półrocze wrócę do polskiego liceum. Wyjeżdżając czułam wsparcie i było mi łatwiej. Po pierwszym tygodniu nauki w rozmowie z rodzicami powiedziałam, że na razie myślę , żeby dokończyć pierwszy semestr i wracam do domu. Nie dlatego, że było źle ale wtedy miałam w pamięci pożegnanie ze znajomymi, z rodziną a tutaj czułam się obco. Host rodzina starała się, żebym nigdy nie była sama, po szkole jeździliśmy na zakupy, do rodziny, cały czas coś się działo. W szkole pomimo pomocy nauczycieli również czułam się samotna ale jak nie być? Szkoła ogromna, ponad dwa tysiące nieznanych twarzy, na każdych zajęciach inne osoby, jak już z kimś się poznałam to okazało się, że ta osoba zdążyła zmienić klasę. Dość długo miałam wrażenie, że każdego dnia w szkole spotykam inne osoby, że widzę je po raz pierwszy, ciągle nieznane twarze. Dodatkowo trafiłam do host rodziny, która miała małe dzieci a bardzo liczyłam na rówieśnika, który w HS pomoże. Dziś z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało bo wybrałam sobie znajomych sama, nikt mi nie narzucał towarzystwa z góry. Nawet host siostrę wybrałam sobie sama. Początki może nie są łatwe ale nawet nie wiem kiedy poczułam się tu dobrze i pod koniec pierwszego miesiąca wszystkie moje obawy odeszły w zapomnienie. W szkole często wykorzystywałam to, że jestem Exchange Student, gdy ktokolwiek zapytał mnie czy wiem w jakiej sali mam następne zajęcia to nawet jeśli wiedziałam odpowiadałam, że nie wiem po to tylko żeby z kimś porozmawiać musiałam sobie jakoś radzić.  Szybko się zaaklimatyzowałam. Przed wyjazdem na orientation w Warszawie usłyszałam pewne słowa. „Pamiętajcie, że wyjazd z kraju jest bardzo trudny i wymaga dużej odwagi ale niedługo przekonacie się, że powrót jest o wiele bardziej bolesny” –pomyślałam wtedy, że to jakieś bzdury, że to nie może być prawdą. Teraz wiem, że to święta prawda. Pan, który prowadził to spotkanie przekazał nam jeszcze jedną uwagę, powiedział, że bardzo szybko wciągnie nas życie w Ameryce, nawet nie zauważymy kiedy ale tylko wtedy, jeśli poddamy się temu wszystkiemu, jeśli nie będziemy szukać kontaktu z rodziną i ze znajomymi z Polski, jeśli nie będziemy rozmyślać każdego dnia co tam dzieje, co robią rodzice, czy już śpią czy jeszcze nie i nie będziemy się z nimi zbyt często kontaktować. I to jest bardzo ważne, ja się do tego dostosowałam. Na początku czyli przez pierwsze tygodnie starałam się częściej rozmawiać ze znajomymi ale gdy na dobre zaczęła się szkoła tego czasu miałam coraz mniej i potem jak już poznałam przyjaciół zupełnie nie miałam na to czasu. Dziękuję w tym miejscu za zrozumienie, moi rodzice nigdy pierwsi do mnie nie zadzwonili. Podziwiam ich za to, wiem jakie to dla nich trudne, bo przecież martwią się o swoją „małą” córeczkę i chcieliby wiedzieć jak najwięcej. Gdy tylko rodzice są w domu skype jest cały czas włączony i ja wiem, że zawsze mogę ich złapać a oni cierpliwie czekają. Pozwolili mi żyć własnym życiem.Czuję również, że niestety niektórzy moi znajomi chyba się na mnie obrazili, nie mogłam odpisywać każdemu po kolei co u mnie bo na początku otrzymywałam po 50-60 wiadomości każdego dnia, musiałabym tylko odpisywać. Przepraszam Was za to jeszcze raz, po to jest ten blog, żeby każdy mógł tutaj zajrzeć i zobaczyć co u mnie.
Teraz już wiem, że są różne rodzaje tęsknoty. Jedne wywołują pozytywne emocje, inne niosą smutek i rozpacz –ale tylko wtedy kiedy uświadamiasz sobie, że to za czym tęsknisz już nigdy nie wróci lub nie nadejdzie…Owszem tęsknię za moją rodziną, za znajomymi i nawet za bratem . Nie wierzę, że to napisałam ale tak jest. Wiem też, że niedługo się zobaczymy. Myślę, że tęsknota za Ameryką, za tym wszystkim czego tutaj doświadczyłam będzie większa bo wiem, ze to już się nigdy nie powtórzy, nigdy już nie będę częścią tego życia, częścią HS, to będzie bolało….
Na koniec dla tych, których tęsknota trzyma w kraju, jeszcze raz powiem, nie bójcie się, ta tęsknota nie jest taka silna i pamiętajcie;
„Statek jest bezpieczniejszy, gdy kotwiczy w porcie, nie po to jednak buduje się statki”
- Paulo Coelho
Utrzymanie telefonu w US jest znacznie bardziej kosztowne niż w Polsce. Jest to głównie spowodowane faktem, że płaci się za wychodzące połączenie i sms, ale również za przychodzące. Wychodzi więc dwa razy drożej  Najgorsze jest to, że gdy masz niezapłacony rachunek, albo brak pieniędzy na karcie to nie ma z tobą żadnego kontaktu. Najlepiej jest mieć nielimitowane sms i rozmowy. Jest to koszt od $35 do $50 miesięcznie w zależności od sieci komórkowej.

7 komentarzy:

  1. Na ktora klase wyjechalas? Wracasz do PL i do ktorej klasy idziesz? Pisalas egzaminy GED, SAT itp.? Jesli tak to bedziesz robila nostryfikacje? Dostaniesz hs diploma? Skoro teraz jest juz tak swietnie w USA, to nie chcialabys zostac tam na studia, college? Tak jak robi to Patrycja ;) pozdrawiam z polski

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdemu exchange studentowi to piszę, zazdroszczę Wam, że mogłyście jechać na taką wymianę. Ja marzę o USA, niestety moje fundusze na to nie pozwalają, jest to dla mnie pewnego rodzaju ciosem w serce, no ale nic na to nie poradzę. Czy teraz czy za 10 lat, na pewno znajdę się w Stanach. Marzenia się spełniają, tylko trzeba do nich dążyć i to tyczy się wszystkich osób, które chciałaby przeżyć coś takiego, a nie mogą z różnych przyczyn. Uwielbiam Twój blog i trochę mi szkoda, że za niedługo już będziesz w PL, ale to co Ty tutaj piszesz jest dla mnie pewnego rodzaju książką, na prawdę bajka! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż trudno uwierzyć, że tak się dzieje, wydaje się,że trudno sobie poradzić z tęsknotą za najbliższymi. Fajnie opisałaś swoje początki. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny post! Uwielbiam czytać twojego bloga zwłaszcza że jest jednym z niewielu w tym roku i starasz się być na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, spryciulka z Ciebie :) ale wszystkie środki są dobre jeśli prowadzą do celu.

    OdpowiedzUsuń
  6. nawet nie wiesz jaką jesteś szczęściarą, że możesz tam być, to niesamowite przeżycie i cieszy mnie to, że opisujesz je na blogu, to będzie dla Ciebie pewnego rodzaju pamiątką, ale również dla mnie i innych czytelników pewne doświadczenie. Uwielbiam czytać te posty, warto wspomnieć również o Twoim talencie pisarskim ;) Nie przestawaj pisać, robisz to świetnie a mnie jak pewnie innych bardzo interesuje ten blog, chciałabym przeżyć coś takiego jak Ty, niestety problem tkwi w finansach.. Znalazłam Twój blog całkiem przypadkowo wpisując w wyszukiwarkę hasło "american dream" chcąc bardziej zgłębić ten temat i niesamowicie się cieszę, że tutaj trafiłam ! Przeczytałam bowiem wszystkie posty, które bardzo mnie interesowały i nie chciałam przestawać to robić.. No i dowiedziałam się więcej o tamtejszych ludziach, o ich kulturze i sposobie bycia. Zazdroszczę Ci tego co Cie spotkało i dziękuję za ten blog ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale świetny post!

    OdpowiedzUsuń